22.11.2011 20:16
Zakładnik
Niedziela, godzina około 12 w południe, po prostu cud, za oknem wyszło słońce, ulica sucha a do tego żona przeczuwając chyba co mam zamiar zrobić wydała pozwolenie na start. Nie czekając na potwierdzenie pozwolenia z wieży wystartowałem w kierunku miasta oddalonego o około 25km. Miałem zamiar zrobić nie więcej niż 50-60km ale.....,no tak,po dojechaniu do miasteczka Castlebar pogoda była super a Ruda spisywała jeszcze lepiej.
Ok, no to może do West Port i stamtąd do domu, czyli jakieś 10 km więcej. Po dojechaniu do West Port a potem do Louisburga a potem do Leenane, chyba tam zorientowałem się co się stało, byłem zakładnikiem. Po prostu po wydaniu pozwolenia na start Ruda nie słyszała o czymś takim jak czas powrotu, ja poprostu byłem pasażerem Rudej i było mi z tym dobrze a ona ani myślała wracać.
Obiad był tym co mnie sprowokowało do odzyskania kontroli i powrotu, popołudnie było super a do tego Ruda chyba wiedziała gdzie polatać aby spotkać inne wolne ptaki, nie tylko z zielonej wyspy, spotkaliśmy dwa GS-y z gorącej italli i wikinga na Africa Twin z norwegii który leciał w tym samym kierunku więc przez kilka kilometrów zrobiliśmy razem a potem każdy w swoją stronę. Po powrocie do domu okazało się, że zrobiło się 150 km i gdyby nie obiad to napewno byłoby więcej. Jak tak dalej pójdzie to będę zaczynał następny sezon nie kończąc tego, nie narzekałbym na taki bieg wydarzeń.
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (10)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)